Temida pije czarną kawę, czyli takie rzeczy tylko w „Paragrafie”
opublikowano: 2014-04-30 przez: Mika Ewelina
Co prawda własna palarnia kawy to już przeszłość, ale wciąż można tu dostać spécialité de la maison – wuzetkę czy flaki. To tu powstały sceny do kilku polskich filmów i seriali, to tu był punkt kontaktowy chociażby harcerzy z Czarnej Jedynki, wreszcie, to tu swoje nieformalne biura miało wielu adwokatów i radców. Słynny Bar „Paragraf”, znajdujący się naprzeciwko Sądu Okręgowego w Warszawie, w tym roku świętuje 50. urodziny. I choć wydaje się, że lata świetności ma już za sobą, to historii mogłoby mu pozazdrościć wiele lokali…
Wycinki z prasy…
„Vis-à-vis sądu przy ul. Świerczewskiego otwarty został we wrześniu niewielki, ale bardzo w tej dzielnicy potrzebny bar kawowy, typu espresso, na nazwę którego ogłoszono konkurs. Jak dużym zainteresowaniem cieszył się ów konkurs, świadczy o tym udział w nim 958 osób, które wysunęły różne propozycje. Wybrano spośród nich nazwę, bardzo zresztą à propos, mianowicie PARAGRAF, ponieważ z usług baru korzystają w pierwszym rzędzie, jak łatwo się domyśleć, pracownicy Sądu i ludzie związani z tą instytucją. Przez przyjemne, choć niewielkie, wnętrze lokalu ozdobione interesującymi fotografiami przedwojennej Warszawy przewija się co dzień mnóstwo osób, z tego wielu stałych klientów zaprzyjaźnionych już z miłą obsługą troszczącą się o to, aby byli oni zadowoleni z mocnej, czarnej kawy palonej we własnej palarni. Do kawy, herbaty, win i likierów podawane są zawsze świeże i bardzo smaczne ciastka wyrabiane na miejscu. Bar otwarty jest w dni powszednie od godz. 8–21.30, a w niedziele od 10–20-tej”, donosi słynny tygodnik „Stolica” w artykule pt. „Temida pije czarną kawę, Bachus zaprasza na wino” w jednym z wydań z 1964 roku.
Wspomnień czar…
„Było gwarno, rojno, dym tytoniowy tonami unosił się w powietrzu, to była taka dość specyficzna atmosfera”, wspomina atmosferę lat 80. Krzysztof Gołębiewski, współwłaściciel baru „Paragraf” od 1987 roku. Wcześniej kawiarnia była własnością Warszawskich Zakładów Gastronomicznych „Zachód” i Społem.
„Rano przychodzili prawnicy, aplikanci, prokuratorzy, a po zamknięciu sądu, czyli po godzinie 16, towarzystwo zmieniało się diametralnie. Wtedy w „Paragrafie” pojawiali się ludzie zatrudnieni w Wolskich Zakładach Pracy, rzemieślnicy, drobni przedsiębiorcy… Wszyscy ciągnęli do nas. W naszej stałej ofercie, i to nas wyróżniało, były np. flaki, co przy ówczesnych kłopotach rynkowych było niemałym wyczynem. Flaki zostały do dziś, ale dziś to już przecież żaden rarytas – tłumaczy pan Krzysztof. – Wtedy byliśmy praktycznie jednym z dwóch czy trzech lokali gastronomicznych w okolicy, teraz na samym skrzyżowaniu jest ich około 15… Mieliśmy monopol…”, mówi.
„Gdy w latach 90. w sądach na Lesznie odbywały się w soboty zajęcia aplikacji radcowskiej, dla wielu ówczesnych aplikantów bar „Paragraf" stał się spokojną przystanią”, wspomina z kolei Tomasz Osiński, redaktor naczelny „Temidium”, który był wtedy aplikantem. „Myślę, że wielu aplikantów więcej czasu spędziło te soboty w Paragrafie niż na zajęciach – dodaje z uśmiechem. – To z pewnością, dla pewnego pokolenia radców warszawskich, nie waham się użyć tego nadużywanego słowa, miejsce kultowe”.
Lokal wyróżniał się bardzo rodzinną atmosferą, którą właściciele lokalu starali się stworzyć swoim stałym bywalcom. „To nie były tylko usługi gastronomiczne, wiedzieliśmy, kto kiedy obchodzi imieniny, urodziny, można było coś u nas przechować, zostawić dla klienta itd. W latach 80. i 90. pojawiała się u nas stała grupa prawników, wie Pani, takich z przedwojennego pokolenia… Jeden z nich – adwokat, specjalista od prawa pracy, miał tu nawet takie swoje nieformalne biuro, tu spotykał się z klientami, oczekiwał na rozprawy w sądzie… Bywał u nas codziennie, od poniedziałku do piątku. Zmarł kilka lat temu”.
„Jak było wcześniej? Z opowiadań wiem, że w latach 70. Paragraf był miejscem spotkań wszelkiej maści agentów, konspiratorów, Służby Bezpieczeństwa. Wszyscy korzystali z tego lokalu”, wspomina pan Krzysztof.
XXI wiek…
„A jak jest dziś?”, pytam, popijając „małą czarną” i rozglądając się po specyficznym wnętrzu, o którym można by powiedzieć: „trąci myszką”. „Proszę pani, moda na spędzanie czasu w jednej kawiarni minęła… Kiedyś, gdy nie było maili, telefonów komórkowych, Internetu, a trzeba było się gdzieś spotkać i omówić jakieś sprawy, takie miejsce miało rację bytu. Dziś wszystko już można załatwić przez telefon. Dziś nie mamy już tu stałych klientów. To raczej osoby przypadkowe. Młode pokolenie ma już inne priorytety”, narzeka Krzysztof Gołębiewski. Poza tym, jak mówi, przeszkodą jest nie tylko konkurencja, ale też fakt, że sądy są dziś rozmieszczone po całym mieście, a kiedyś, prawie wszystkie mieściły się tu, w jednym miejscu.
Ostatni funkcjonalny remont „Paragraf” przeszedł w 1978 roku. Od tamtej pory nie zmieniono tu prawie nic – ani rozkładu pomieszczeń, ani okienka do wydawania posiłków… Tu czas jakby się zatrzymał. „Paradoksalnie, w tamtych niełatwych czasach łatwiej mi było zdobyć towar niż dziś klientów”, wzdycha Pan Krzysztof…
Nie da się zaprzeczyć, to lokal jakby na uboczu czasu i reguł rozpędzonego świata, jakby nieprzystający do współczesnego człowieka. Ujmujący. Polecam.
Anna Fieducik-Szendzielarz
„Vis-à-vis sądu przy ul. Świerczewskiego otwarty został we wrześniu niewielki, ale bardzo w tej dzielnicy potrzebny bar kawowy, typu espresso, na nazwę którego ogłoszono konkurs. Jak dużym zainteresowaniem cieszył się ów konkurs, świadczy o tym udział w nim 958 osób, które wysunęły różne propozycje. Wybrano spośród nich nazwę, bardzo zresztą à propos, mianowicie PARAGRAF, ponieważ z usług baru korzystają w pierwszym rzędzie, jak łatwo się domyśleć, pracownicy Sądu i ludzie związani z tą instytucją. Przez przyjemne, choć niewielkie, wnętrze lokalu ozdobione interesującymi fotografiami przedwojennej Warszawy przewija się co dzień mnóstwo osób, z tego wielu stałych klientów zaprzyjaźnionych już z miłą obsługą troszczącą się o to, aby byli oni zadowoleni z mocnej, czarnej kawy palonej we własnej palarni. Do kawy, herbaty, win i likierów podawane są zawsze świeże i bardzo smaczne ciastka wyrabiane na miejscu. Bar otwarty jest w dni powszednie od godz. 8–21.30, a w niedziele od 10–20-tej”, donosi słynny tygodnik „Stolica” w artykule pt. „Temida pije czarną kawę, Bachus zaprasza na wino” w jednym z wydań z 1964 roku.
Wspomnień czar…
„Było gwarno, rojno, dym tytoniowy tonami unosił się w powietrzu, to była taka dość specyficzna atmosfera”, wspomina atmosferę lat 80. Krzysztof Gołębiewski, współwłaściciel baru „Paragraf” od 1987 roku. Wcześniej kawiarnia była własnością Warszawskich Zakładów Gastronomicznych „Zachód” i Społem.
„Rano przychodzili prawnicy, aplikanci, prokuratorzy, a po zamknięciu sądu, czyli po godzinie 16, towarzystwo zmieniało się diametralnie. Wtedy w „Paragrafie” pojawiali się ludzie zatrudnieni w Wolskich Zakładach Pracy, rzemieślnicy, drobni przedsiębiorcy… Wszyscy ciągnęli do nas. W naszej stałej ofercie, i to nas wyróżniało, były np. flaki, co przy ówczesnych kłopotach rynkowych było niemałym wyczynem. Flaki zostały do dziś, ale dziś to już przecież żaden rarytas – tłumaczy pan Krzysztof. – Wtedy byliśmy praktycznie jednym z dwóch czy trzech lokali gastronomicznych w okolicy, teraz na samym skrzyżowaniu jest ich około 15… Mieliśmy monopol…”, mówi.
„Gdy w latach 90. w sądach na Lesznie odbywały się w soboty zajęcia aplikacji radcowskiej, dla wielu ówczesnych aplikantów bar „Paragraf" stał się spokojną przystanią”, wspomina z kolei Tomasz Osiński, redaktor naczelny „Temidium”, który był wtedy aplikantem. „Myślę, że wielu aplikantów więcej czasu spędziło te soboty w Paragrafie niż na zajęciach – dodaje z uśmiechem. – To z pewnością, dla pewnego pokolenia radców warszawskich, nie waham się użyć tego nadużywanego słowa, miejsce kultowe”.
Lokal wyróżniał się bardzo rodzinną atmosferą, którą właściciele lokalu starali się stworzyć swoim stałym bywalcom. „To nie były tylko usługi gastronomiczne, wiedzieliśmy, kto kiedy obchodzi imieniny, urodziny, można było coś u nas przechować, zostawić dla klienta itd. W latach 80. i 90. pojawiała się u nas stała grupa prawników, wie Pani, takich z przedwojennego pokolenia… Jeden z nich – adwokat, specjalista od prawa pracy, miał tu nawet takie swoje nieformalne biuro, tu spotykał się z klientami, oczekiwał na rozprawy w sądzie… Bywał u nas codziennie, od poniedziałku do piątku. Zmarł kilka lat temu”.
„Jak było wcześniej? Z opowiadań wiem, że w latach 70. Paragraf był miejscem spotkań wszelkiej maści agentów, konspiratorów, Służby Bezpieczeństwa. Wszyscy korzystali z tego lokalu”, wspomina pan Krzysztof.
XXI wiek…
„A jak jest dziś?”, pytam, popijając „małą czarną” i rozglądając się po specyficznym wnętrzu, o którym można by powiedzieć: „trąci myszką”. „Proszę pani, moda na spędzanie czasu w jednej kawiarni minęła… Kiedyś, gdy nie było maili, telefonów komórkowych, Internetu, a trzeba było się gdzieś spotkać i omówić jakieś sprawy, takie miejsce miało rację bytu. Dziś wszystko już można załatwić przez telefon. Dziś nie mamy już tu stałych klientów. To raczej osoby przypadkowe. Młode pokolenie ma już inne priorytety”, narzeka Krzysztof Gołębiewski. Poza tym, jak mówi, przeszkodą jest nie tylko konkurencja, ale też fakt, że sądy są dziś rozmieszczone po całym mieście, a kiedyś, prawie wszystkie mieściły się tu, w jednym miejscu.
Ostatni funkcjonalny remont „Paragraf” przeszedł w 1978 roku. Od tamtej pory nie zmieniono tu prawie nic – ani rozkładu pomieszczeń, ani okienka do wydawania posiłków… Tu czas jakby się zatrzymał. „Paradoksalnie, w tamtych niełatwych czasach łatwiej mi było zdobyć towar niż dziś klientów”, wzdycha Pan Krzysztof…
Nie da się zaprzeczyć, to lokal jakby na uboczu czasu i reguł rozpędzonego świata, jakby nieprzystający do współczesnego człowieka. Ujmujący. Polecam.
Anna Fieducik-Szendzielarz