Sposób na modę
opublikowano: 2014-12-18 przez: Mika Ewelina
Są ludzie, którzy nie mają ubrań, ale nie ma ludzi nieposiadających ozdób
Ingrid Loschek
Nikt nie potrafi przewidzieć, jak będzie się rozwijać moda w ciągu następnych lat czy dziesięcioleci. Ale jedno jest pewne: nie tylko fortuna, ale też moda kołem się toczy…
Przywykliśmy już do sezonowości trendów. Najwięksi projektanci – a za nimi domy mody – dwa razy do roku (w sezonie wiosenno-letnim oraz jesienno-zimowym) prezentują swoje nowe propozycje. A potem reszta modowego świata najczęściej nawiązuje do danego trendu.
Nie zawsze tak było. Dawniej, gdy modę dyktowały dwory, określony „trend” – chociaż stosowniej byłoby tu użyć słowa konkretny „fason” damskiej sukni czy męskiego kaftana lub spodni, potrafił być modny nawet przez sto lat. To dopiero w XX w. moda, niczym karuzela, tak bardzo przyśpieszyła, że stała się sezonową przyjemnością. Toteż nic dziwnego, że dziś zainteresowaniem cieszy się retro. Projektanci chętnie sięgają do minionych stuleci i praktycznie w każdej kolekcji można znaleźć odniesienie do tego, co już było. Po dodaniu nowych akcentów, kolorystyki czy tkaniny powstaje często zaskakująca forma, bez której strój mógłby być tylko przestarzały. W ten sposób moda umiejętnie łączy trzy strefy czasowe: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Gdyby się przyjrzeć minionym stuleciom, to praktycznie w każdej epoce była znana kobieta uchodząca za ikonę stylu - jak byśmy to współcześnie określili. Na przykład: w XVIII w. Madame de Récamier, w XIX w. cesarzowa Sisi, a na przełomie wieków XIX i XX cesarzowa Eugenia. Każdy element strojów tych dam natychmiast znajdował grono naśladowczyń wśród śmietanki towarzyskiej. W XX w. na liście najlepiej ubranych kobiet znalazłyby się z pewnością (co ciekawe, urodzone tego samego roku): Audrey Hepburn, Jacquline Kennedy, Grace Kelly. Do tego grona należy wpisać jeszcze księżną Dianę. Styl tych kobiet poprzez prasę, kino, telewizję wywarł wpływ nie tylko na wąskie grono osób, ale stał się też inspiracją dla milionów pań.
W czym tkwi tajemnica dobrze ubranych kobiet? Z pewnością nie podążały ślepo za modą, dostosowując do niej zawartość swoich szaf. Kobiety te zawsze kierowały się swoją osobowością przy wybieraniu trendów sezonu. Trzonem ich garderoby była klasyka – powtarzająca elementy, które zawsze były i będą modne. A po dodaniu szczypty indywidualizmu i pewnego novum (awangardy) tworzyły całość nierzadko wyznaczającą nowe kierunki i godną naśladowania. Jak widać, i w tym wypadku, następowało zręczne połączenie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Nie da się ukryć, że największy wpływ na wyrażenie indywidualnego stylu mają dodatki. Często różnica między kobietą świetnie ubraną a ubraną nijako wynika właśnie z umiejętności łączenia akcesoriów. Samo słowo accessory (ang.) pochodzi od łacińskiego accessio, które oznacza uzupełnienie lub coś, co dołącza się do czegoś innego.
Dodatki, od zarania dziejów, potrafiły przydać statusu i mocy strojom, przyczynić się do wspaniałej prezencji czy być symbolicznym unaocznieniem wyznawanych wartości. W XV w. kobiety nosiły jednakowe długie suknie i jedynym elementem odróżniającym szlachetnie urodzoną damę od mieszczki lub chłopki była wysokość, modnych wówczas, stożkowych czepców. I tak mieszczanki nosiły czepce o wysoki 60 cm, chłopki o wysokości 30 cm i tylko szlachcianki mogły założyć nakrycie głowy o wysokości 1 metra.
Z kolei w XVII w. popularnym i ciekawym dodatkiem wśród dworskiego towarzystwa były wachlarze. Najpiękniejsze z nich malowano na jedwabiu rozłożonym na rzeźbionym stelażu z kości słoniowej. Wachlarze służyły nie tylko do chłodzenia podczas upałów, ale używane były także – i może przede wszystkim – wieczorami, podczas bali i spotkań towarzyskich. Wachlarzem można było się ochłodzić po upojnym tańcu, ale to nie wszystko. Bez tego dodatku flirt towarzyski byłby niemożliwy. Znana była cała „mowa wachlarzy”, z której mężczyzna mógł odczytać przychylne lub nieprzychylne nastawienie podobającej mu się kobiety.
Niestety dziś dodatki są przez większość z nas traktowane po macoszemu. A przecież jeszcze nie tak dawno – bo w latach 50. XX wieku – kobieta nie wyobrażała sobie wyjścia z domu bez idealnie dobranej kombinacji kapelusza, rękawiczek, torebki, butów i parasolki. Jednak to, co w przeszłości było obowiązkiem, dziś jest jedynie kwestią wyboru i własnego gustu. Wiele współczesnych kobiet wyznaje w stosunku do dodatków zasadę „mniej znaczy więcej”, ale są i takie kobiety, których właśnie znakiem rozpoznawczym jest duża ilość dodatków tworzących dobry i wyraźnie zindywidualizowany styl.
Pragnienie ozdób jest stare jak ludzkość i nie zależy ani od kultury, ani od statusu społecznego. Jednak dawne reguły określające, kto może nosić dany rodzaj biżuterii i w jakich okolicznościach (młode dziewczyny, mężatki, wdowy, kobiety w żałobie, przynależność do danej klasy społecznej, itp.) są nieaktualne już od lat 20. XX w. Podobnie nie przestrzega się już reguły, według której nie nosi się jednocześnie ozdób złotych i srebrnych. Dziś każdy sam decyduje, co ma ochotę założyć. Mimo to istnieje jeszcze kilka nadal aktualnych zasad. Pora dnia – to zasada określająca następującą zależność: im jest wcześniej, tym ozdoby powinny być prostsze i bardziej dyskretne. Po południu (wszelkiego rodzaju spotkania, koktajle) można założyć nieco bardziej ozdobną biżuterię. Tylko wieczorem jest miejsce na ciężką i ozdobną biżuterię typu kolie, długie kolczyki, pęki bransolet. To tłumaczy, dlaczego w pracy nieodpowiednie są zbyt błyszczące i ciężkie ozdoby. Za to jest tu miejsce na dyskretne łańcuszki, kolczyki, pierścionki, bransoletki i zegarki.
Obecnie, w codziennej biżuterii, kamienie szlachetne odgrywają coraz mniejszą rolę. Najczęściej spotykane jest złoto, srebro i platyna oraz syntetyczne kamienie szlachetne. Nie można jednak zakładać, że sztuczna biżuteria jest znakiem tylko naszych czasów. Była ona znana już od XVIII w. – choć miała wówczas nieco inne zastosowanie. I tak, w Paryżu w XVIII w. istniał osobny cech producentów sztucznej biżuterii bijoutiers faussetiers, produkujący kopie drogocennej biżuterii wykonywane na zamówienie… właścicieli cennych klejnotów obawiających się zabierać takowe w długie podróże. Nie było to złym pomysłem w czasach, gdy napady na powozy konne były bardzo popularne. Podobnie biżuteria „sceniczna” w operze, teatrach i teatrzykach rewiowych była wykonywana przez tych właśnie jubilerów.
Kamieniem (nomen omen) milowym w produkcji i popularyzacji sztucznej biżuterii było wynalezienie imitacji diamentu, czyli strasu. To nic innego jak odpowiednio rżnięte szkło. Jednak proces jego produkcji był bardzo pracochłonny, wykonywany ręcznie i przez to bardzo drogi. Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec XIX w. dzięki Danielowi Swarovskiemu. W 1895 r. założył on fabrykę, w której umieścił maszyny swojego projektu. Cięły one szkło szybko, precyzyjnie i niedrogo. I tak na przełomie XIX i XX w. sztuczna biżuteria stała się już powszechnie noszona. Zbiegło się to także z rozwojem secesji, której jednym z założeń było dążenie do jedności stylowej sztuki w różnych jej dziedzinach. Dotyczyło to w szczególności rzemiosła architektury wnętrz, rzeźby, grafiki i rzemiosła artystycznego (w tym biżuterii: przepięknych szpil i grzebieni do włosów, diademów, broszek, naszyjników, bransolet i pierścieni). Secesyjna biżuteria tworzona była już ze skromniejszych materiałów: róg, miedź, kolorowe kamienie i emalia. Z kolei lata 20. XX w. i nurt art déco przyniosły awangardową biżuterię z materiałów syntetycznych, jak: plastik, celuloid i bakelit czy metale kolorowe – chromowany metal, stal.
Projektanci mody zaczęli zdawać sobie sprawę, jak ważna jest biżuteria dla wizerunku dobrze ubranej kobiety. Zaczęli więc tworzyć autorskie kolekcje. W 1910 r. Paul Poiret zaproponował do swoich powiewnych kreacji długie naszyjniki z czarnych pereł. Madeleine Vionnet , Lucien Lelong i Jean Patou również mieli swoje kolekcje biżuterii.
Ale prawdziwą królową sztucznej biżuterii stała się dopiero Coco Chanel. Mimo że posiadała ogromną kolekcję prawdziwych klejnotów otrzymanych od zakochanego w niej bez pamięci księcia Westminsteru (jednego z najbogatszych ludzi świata), nosiła także sztuczną biżuterię ze swych kolekcji. I tak doprowadziła do przełamania tabu, że prawdziwej biżuterii nie powinno się łączyć ze sztuczną. Kolejnym innowacyjnym podejściem był sposób noszenia ozdób przez Coco Chanel. Biżuterię zakładała nie tylko na wieczorowe wyjścia, ale też do codziennych ubrań, kostiumów, swetrów, kardiganów i nawet do strojów plażowych. Oczywiście najbardziej ukochała sobie sznury pereł, które zakładała praktycznie na każdą okazję.
Dziś trudno znaleźć inny dodatek tak silnie związany z pojęciem kobiecej elegancji niż perłowy naszyjnik. W czasach gdy znane były tylko perły naturalne, naszyjniki z nich wykonane były najcenniejszą biżuterią, na jaką można było sobie pozwolić – jeszcze droższą niż diamenty. Ale od czasów Coco Chanel sznury sztucznych pereł stały się i popularne, i coraz bardziej wszechstronne. Każda epoka dostosowywała więc perły do swoich potrzeb. I tak, w latach 20. XX w. noszono naszyjniki sięgające bioder – im było ich więcej, tym lepiej. W latach 40. i 50. naszyjniki stały się krótsze i miały od jednego do trzech rzędów. Noszono je na co dzień zazwyczaj do sweterka bliźniaka. Z kolei księżna Diana w latach 80. spopularyzowała naszyjnik obrożę złożoną z kilku rzędów pereł. W ten sposób perłowy naszyjnik stał się do dziś niezastąpioną stylową ozdobą. A dla stylu nie ma to żadnego znaczenia, czy naszyjnik ten jest wykonany z pereł naturalnych, hodowlanych, czy sztucznych.
Warto jeszcze wspomnieć o kilku zasadach sprawdzających się w przypadku wszystkich korali i łańcuszków. Dobór odpowiedniego naszyjnika powinien być uzależniony od grubości i długości szyi oraz masywności ciała. Osoby o długiej szyi z powodzeniem mogą nosić krótkie naszyjniki typu obróżka oraz ciężkie naszyjniki nawet z bardzo dużych elementów. Te ostatnie pięknie wyglądają także do żakietów bez klap lub golfów. W przypadku szyi krótkiej należy unikać takich ozdób, a za to zakładać jeden dłuższy wisior lub kilka delikatnych dłuższych łańcuszków albo jeden cienki łańcuszek średniej długości. Szeroka szyja wydaje się szczuplejsza przy dłuższych koralach. Długi naszyjnik najlepiej wygląda, jeśli kończy się w połowie odległości między obojczykiem a środkiem biustu. Może być też jeszcze dłuższy i kończyć się w połowie odległości między dolną linią biustu a talią.
W pracy nie ma miejsca na zbyt ozdobną biżuterię, która mogłaby po prostu rozpraszać. Uwaga patrzącego powinna być skoncentrowana na twarzy, toteż długie sznury pereł są nieodpowiednie. Za to świetnie sprawdzają się naszyjniki o długości 45 cm. To najbardziej klasyczna i uniwersalna długość dla wszystkich korali. Dobrze wygląda ze wszystkimi rodzajami dekoltów. Druga długość to 50-55 cm. Idealnie pasuje do golfu, a na wieczór sprawdza się do głębszego dekoltu. Jeśli chodzi o kolorystykę, to w przypadku pereł sztucznych występuje całe spektrum kolorów. Natomiast naturalne perły występują we wszystkich odcieniach bieli, różu, szampana, barwach niebieskawych i zielonkawych. Czarne perły z Tahiti są nietypowe i bardzo drogie. Warto też wiedzieć, że naturalne perły mogą zostać uszkodzone przez perfumy i że aby zachować swój blask, powinny być często noszone.
Koncentrację na twarzy pomagają również utrzymać kolczyki lub klipsy. Przy ich wyborze dobrze pamiętać, że ozdoby te mogą być wyraźne, ale nie powinny zdominować twarzy. Ich kształt powinien współgrać z kształtem twarzy. I tak przy twarzy okrągłej kolczyki powinny ją nieco optycznie wyszczuplić. Najlepsze są więc te lekko wiszące. Wszystkie krótkie i masywne poszerzą twarz, a duże okrągłe jeszcze bardziej podkreślają krągłość policzków. Przy twarzy trójkątnej powinno się unikać dłuższych kolczyków, kończących się na wysokości szczupłej brody. Podobnie niewskazane są duże, okrągłe obręcze. Najkorzystniejsze są nieco większe wkręcane kolczyki lub te delikatnie wiszące, zakończone grubszym elementem, np. kuleczką. Natomiast przy twarzy kwadratowej najlepsze są kolczyki małe lub nieco podłużne, bo łagodzą zarys szczęki. Dobre są też w kształcie małej obręczy lub nieco dłuższe i cienkie, a przy twarzy owalnej można nosić każdy kształt kolczyków.
Kolejnym elementem pozwalającym przyciągnąć uwagę do twarzy są broszki. Najczęściej przypina się je do klapy żakietu, do bluzki i swetra. W zależności od osobistych preferencji broszka może być dużym, awangardowym elementem, małym filigranowym cacuszkiem lub prostą ozdobą z drewna. W każdym z tych przypadków broszka nada inny charakter całości. W pierwszym przypadku doda siły i charyzmy, w drugim złagodzi wizerunek, a w trzecim doda bezpośredniości. W ten sposób dodatki odzwierciedlają osobowość i pomagają tworzyć styl. Warto dodać, że broszki powinny być przypinane jak najwyżej, żeby nie stanowiły jedynie ozdoby biustu.
Biżuteria nie musi być jednolitym kompletem. W przypadku kompletów wizerunek może być nieco monotonny. Ciekawszym pomysłem są zestawienia z różnych elementów, ale dobranych tak, że panuje między nimi harmonia stylistyczna. Warto poszukać choćby szczypty indywidualizmu, by stworzyć swój niepowtarzalny styl. Dzięki temu można potem swobodnie wybierać z mody tylko to, co nam odpowiada. I wzorem ikon stylu umiejętnie żonglować pomiędzy przeszłością, współczesnością, a przyszłością – bo dobrze ubrana kobieta kieruje się zaleceniami mody współczesnej, z szacunkiem odnosi się do przeszłości i umiejętnie wykorzystuje nowości.
Dodatki tworzą styl kobiet. I z całą pewnością (również klejnoty) są stworzone dla kobiet.
Agnieszka Jelonkiewicz
konsultantka wizerunku